Geoblog.pl    1lejek    Podróże    Wietnam, Kambodża, Laos, Birma, Tajlandia, Malezja, Singapur, Chiny - ZAKOŃCZONA    Wymiana pieniędzy i podróż do Mandalaj
Zwiń mapę
2009
12
mar

Wymiana pieniędzy i podróż do Mandalaj

 
Birma
Birma, Yangon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20805 km
 
Dziś też wstajemy rano. O ósmej jesteśmy już na śniadaniu. Po półgodzinnej uczcie ruszamy na miasto. Postanawiamy udać się do jakiegoś banku celem wymiany pieniędzy bo kurs jaki oferują w naszym hotelu jest wysoce niekorzystny. Wczoraj widziałem jeden za rogiem więc idziemy najpierw do niego. Niestety nie wymieniają zagranicznych pieniędzy bo jak powiedziała pani w okienku "nie mają licencji na wymianę zagranicznych pieniędzy. W takim razie idziemy dalej w miasto i szukamy innego banku w którym by się udała ta operacja. Jak się okazuje nie jest to wcale takie proste jak by się mogło wydawać. Trafiamy do różnych banków, prywatnych, państwowych i wszędzie słyszymy to samo "nie mamy koncesji na wymianę zagranicznych pieniędzy". Za każdym razem jesteśmy odsyłani do banku widma gdzieś tam na wprost i w lewo. Po pewnym czasie udaje nam się znaleźć to cudowne miejsce z koncesją. Po wejściu jesteśmy pokierowani do sali gdzie obsługuje się takie transakcje. Na miejscu okazuje się że możemy wymienić nasze dolary na coś w rodzaju naszych bonów dolarowych jakie kiedyś występowały w kochanym PRL (dla młodszego czytelnika bony dolarowe były kiedyś w Polsce odpowiednikiem - zastępstwem dolara i można było nimi robić zakupy w sklepach Pewex. Było to też jedyna legalna prawie zagraniczna waluta w naszym kraju). Taką wymianą nie jesteśmy zainteresowani więc opuszczamy tą salę. Dla ciekawości dodam że jedynymi walutami jakie są tu znane i można próbować coś z nimi zrobić to dolar amerykański, euro i frank szwajcarski. Na ulicy rozpoznają jeszcze tajlandzkiego bata ale to dlatego że Birma graniczy z Tajlandią i czasem niektórym Birmańczykom uda się wyjechać tam. Innych walut nie znają. Po wejściu do głównej hali rozglądamy się jeszcze czy może jest jakaś inna sala w której możliwa jest wymiana pieniędzy. Niestety nie ma takiego miejsca. Po chwili rozglądania podchodzi do mnie pracownik banku i się pyta w czym może pomóc? Chcielibyśmy wymienić dolary na lokalną walutę. W odpowiedzi dostajemy informację że w banku jest to nie możliwe, ale nie ma problemu. Chwyta mnie za rękę prowadzi przed bank gdzie kiwa na jakiegoś przechodnia. Ten okazuje się cinkciarzem. Po chwili targowania wiemy jaki jest już kurs na ulicy. Niestety od ludzi w hotelu wiemy że 950 kyatów to za mało. Rozstajemy się z panem i idziemy dalej. Chyba wieść o tym że są świeże dolary do pozyskania szybko się po okolicy rozeszła bo za chwilę jesteśmy zaczepieni jak już dawno nie słyszanym, wypowiedzianym szeptem "change money". Tym razem udaje się ustalić prawidłowy kurs, tj. 1000 kyatów. Mówimy że chcemy wymienić 60$ i pokazujemy odpowiednio wcześniej przygotowane banknoty, po czym chowamy je s powrotem do kieszeni. Pan odlicza szybko z swojej harmonii pieniędzy 60000 kyatów i wręcza je Pawłowi. Po przeliczeniu przez Pawła pieniądze trafiają bezpośrednio do moich rąk. Ja liczę je jeszcze raz i stwierdziwszy że się zgadza chowam je do kieszeni. Za chwilkę wręczam nieznajomemu 60$. Ten je ogląda przez chwilę i szybko chowa. Teraz czas na szybkie oddalenie się z tego miejsca. Po drodze mamy nadzieję że to nie fałszywki. Wyglądają tak jak te co dostaliśmy poprzednio. Postanawiamy to sprawdzić i nabywamy w pierwszym sklepi coś do picia. Pani bez problemów przyjmuje pieniądze więc chyba wszystko z nimi ok. Paweł jest strasznie szczęśliwy i podniecony że brał udział w wymianie pieniędzy na ulicy. Do tej pory oglądał takie akcje tylko na filmach o PRL. Uzbrojeni w lokalną gotówkę udajemy się w okolice dworca kolejowego gdzie można zakupić bilety na autobus. Kupujemy dwa bileciki do Mandalaj na dziś na godzinę 17. Jako że jest dopiero 10.30 postanawiamy szybko wrócić do hotelu co cy zdążyć zwolnić pokój przed godziną 12 co by nie płacić za dodatkową dobę. Pakujemy się, prysznicujemy i o 11.50 jesteśmy z bagażami przed recepcją. Zdajemy pokój i składamy plecaki w przechowalni. Teraz już czas udać się w stronę ambasady Tajskiej po paszporty. Jako że jest to kawałek drogi, a i słoneczko nam troszkę dopieka docieramy tam tuż przed 13. Odbieramy paszporciki i udajemy się w drogę powrotną zwiedzając kolejne dzielnice po drodze. Zatrzymujemy się w lokalnej lodziarni al lody, które były bardzo dobre. Smakiem przypominały lody które się robi w domu z proszku. Potem jeszcze zjadamy arbuza krojonego na ulicy. Zahaczamy jeszcze o port rzeczny do którego przybijają całkiem spore statki morskie i o 15.30 jesteśmy w hotelu. Tam spotykamy szwajcara który też wybiera się w dalszą podróż autobusem. Jako że dworzec jest sporo oddalony od miasta nie ma innego wyjścia jak wzięcie taxi. We trzech wychodzi taniej więc łączymy nasze siły. Na dworcu panuje istny chaos. Okazuje się że dworzec jest wielkości naszego stadionu dziesięciolecia z przyległościami gdzie odchodzi mnóstwo autobusów niezliczonej ilości firm. Kierowca taksówki po okazaniu biletu podwozi nas w odpowiednie miejsce. Pakujemy nasze plecaki i zajmujemy miejsca. Droga będzie trwała ponad 14 godzin. Autobus średnio co dwie, trzy godziny zatrzymuje się na parkingu celem ochłodzenia silnika i ulżenia ciśnienia pasażerom. Na tych parkingach jest też możliwość zjedzenia całkiem niezłego posiłku. Co jakiś czas zdarzają się też checkpointy, gdzie kontrolują autobus. Raz w środku nocy mamy taki checkpoint gdzie wszyscy musimy opuścić autobus. Lokalesi przechodzą przez bramki i okazują swoje dowody osobiste. Dla nas jest osobne przejście. Okazujemy paszporty gdzie sprawdzane są nasze dane, ważność wizy. Następnie wszystko jest odnotowywane w specjalnym zeszycie wraz z tysiącem informacji spisanych z paszportu. Potem wracamy do Autobusu i już bez większych przystanków jedziemy dalej. O świcie autobus znowu zatrzymał się na parkingu. Przy wysiadaniu dostajemy mokre chusteczki jednorazowe celem odświeżenia się i jednorazowe szczoteczki do zębów wraz z pastą. Strasznie nam się to podobało. Nawet u nas nie ma takiego serwisu w sirotkach transportu. Po porannej toalecie docieramy do Mandalaj o 9 rano.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
1lejek
Radek Ś
zwiedził 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 190 wpisów190 43 komentarze43 1046 zdjęć1046 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.09.2011 - 27.09.2011
 
 
07.03.2011 - 01.04.2011
 
 
06.11.2009 - 11.11.2009