Dzień zaczynamy tradycyjnie od kanapek i fruit shakes. Jako że nie mamy żadnych planów na ten dzień to zadajemy się na przypadek. Dzień jest strasznie gorący. Spotykamy ludzi z autobusu którzy wybierają sią na wodospady. Troszkę o nich czytaliśmy w przewodniku, ale jakoś nie mieliśmy w planie tam jechać. Z drugiej strony co będziemy robili w ten upał w mieście. Decydujemy się że może to dobry pomysł pojechać za miasto, pokąpać się pod wodospadami i pospacerować po jungle. Łapiemy tuk tuka i ustalamy cenę za osobę. Przez około 10 minut jeździmy jeszcze po mieście co by się zebrała odpowiednia grupka ludzi, bo tut tuk pojedzie tam tylko jak będzie pełny. Nie trwa to długo i zaraz jedziemy. Do wodospadów jest około 24 km, a podróż traw około 30 min. Na miejscu trzeba jeszcze kupić bileciki wstępu na teren parku i już można zacząć wypoczywać. My na początek postanawiamy zobaczyć główny wodospad z dołu, a następnie rozpoczynamy wspinaczkę na szczyt. Troszkę to trwało zanim się tam znaleźliśmy, ale mamy już wprawę po Vang Vieng. Potem jeszcze spacerek po jungle i już jesteśmy z powrotem na dole. Teraz pora na kąpiele. Znajdujemy dogodne miejsce i zaczynamy się rozkoszować urokami przyrody, a zwłaszcza ożywczo zimną wodą. W tym miejscu poznajemy Borysa, Polaka z Warszawy, można by rzec sąsiada, bo mieszka od nas 2 przystanki tramwajowe. Umawiamy się wieczorem na piwko. Czas nieubłaganie płynie więc trzeba wracać do naszego tuk tuka. Po drodze jeszcze zahaczamy o schronisko dla niedźwiedzi, gdzie obserwujemy jak dwa z nich biją się dla zabawy. Po powrocie do miasta spotykamy Agatę i umawiamy się tak jak z resztą o 21 na piwo. Wcześniej zjadamy jeszcze kolacyjkę z naszymi belgijkami i ratujemy jedną z nich wapnem i alertekiem, ponieważ dostała wysypki na całym ciele od nie wiadomo czego. Rozpisujemy jej na kartce co ma sobie jutro nabyć w aptece i udajemy się wszyscy na plac gdzie jesteśmy umówieni z resztą. Całą grupą idziemy na piwo. Zabawa trwa niestety tylko jak to w Laosie do 23, ale było naprawdę super. Towarzystwo okazało się bardzo młodzieżowe. Wymieniamy się adresami mailowymi bo większość z nas jutro rusza w dalszą podróż, niestety każdy w inną stronę.