Nasz nowy kierowca zawozi nas bezpośrednio na dworzec skąd to odchodzą autobusy do Vientiane. Na dworcu odstawiamy jeszcze małe targowanie się w kasie biletowej i udaje nam się kupić bilety o 10000 taniej pod warunkiem że weźmiemy miejsca na samym końcu na górze. Zgadzamy się. Jak się później okazało były to najlepsze miejsca w całym autobusie i nie wiemy czemu nam na nie zrobili zniżkę. Mieliśmy do dyspozycji na 3 osoby wielkie łoże na całą szerokość autobusu. Teoretycznie mogli nam dokwaterować nam jeszcze jedną osobę ale na szczęście tego nie zrobili. Czekając na autobus poszliśmy na targowisko nie opodal i zaopatrzyliśmy się w warzywa i bułki na kanapki. Z zakupionych produktów i konserwy jeszcze z Wietnamu robimy pyszne kanapki. mieliśmy też ochotę na kanapki z jajkiem i nawet takowe zakupiliśmy, ale jak się okazało nie do końca kupiliśmy takie dotowane jajka o jakie nam chodziło. Zamiast normalnego jaja na twardo był w środku kurczak na miękko. Nie bardzo mieliśmy ochotę na takie jajka więc z nich zrezygnowaliśmy. Nasz plan na jutro obejmował zwiedzanie Vientiane i wizytę w Tajskiej ambasadzie aby uzyskać wizy, bo po Birmie będą nam potrzebne kolejne. Agata sprawdzając maile dostaje info że od 5 marca Tajlandia znosi opłaty wizowe dla turystów tak w konsulacie jak i na granicy. Bardzo nas to cieszy i postanawiamy zmienić nasz plan. Vientiane zwiedzimy na końcu pobytu w Laosie. Teraz jedziemy na północ, naszym kolejnym przystankiem będzie Wang Vieng. Zobaczymy tylko jutro jak się da wydostać z Vientiane żeby za długo nie czekać.
Pakujemy się do autobusu i zajmujemy nasze wielkie łoże. Zadowoleni z siebie że dziś wszystko się udało, kładziemy się spać. Jutro też dzień pełen wrażeń, a jak wszystko pójdzie tak jak dzisiaj to jutrzejsza noc będzie już w górach Laosu.