Geoblog.pl    1lejek    Podróże    Wietnam, Kambodża, Laos, Birma, Tajlandia, Malezja, Singapur, Chiny - ZAKOŃCZONA    Podróż na lotnisko w Bangkoku
Zwiń mapę
2009
09
mar

Podróż na lotnisko w Bangkoku

 
Tajlandia
Tajlandia, Nong Khai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19733 km
 
Wstajemy jak to zaplanowaliśmy wcześnie rano o 6. Od tej pory mamy 24 godziny żeby się pojawić na lotnisku w Bangkoku skąd to odlatuje nasz samolot do stolicy Myanmaru (Birmy) Yangun (stosuje się też pisownie Rangun). O 8 jesteśmy już na dworcu autobusowym i jedziemy na granicę. Na granicy jesteśmy o 9.00. Wymieniamy ostatnie
laotańskie Kipy na tajlandzkie Baty i ruszamy do kontroli celno paszportowej. Najpierw jeszcze tylko musimy wypełnić stos papierów i już możemy podchodzić do okienka z paszportami. Tam bez większego problemu dostajemy pieczątkę wyjazdową. Stajemy następnie w kolejce do okienka gdzie pobierana jest opłata wyjazdowa. Kiedy nadchodzi nasza kolej jesteśmy miło zaskoczeni ze nas ona nie obowiązuje. Opłata jest tylko dla obywateli Laosu i Tajlandii. Teraz jeszcze trzeba wynająć jakiś środek transportu przez most bo nie można go pokonywać na piechotę. Nasze blade twarze od razu przyciągają kierowców tuk tuków i taksówek którzy to oferują swoją pomoc. My jednak podpatrujemy tubylców którzy to pakują się do autobusu ukrytego za budynkami. Okazuje się że to strzał w dziesiątkę. Bilet kosztuje albo 4000 Kip (których już nie mamy) albo 20 Batów (troszkę ponad 4000 kip). Płacimy, wsiadamy i już za chwile jesteśmy po Tajskiej stronie. Tam jest dość spora kolejka do odprawy paszportowej, ale my mamy plan co by dostać na granicy wizę na wjazd, co by nie marnować tej wydanej w Polsce w konsulacie. Wiza na granicy jest ważna tylko 15 dni, a ta z konsulatu 60. My wiemy że w Tajlandii będziemy dłużej niż te 15 dni. Zostajemy skierowani do urzędnika który się tym zajmuje. Ten skrupulatnie ogląda nasze paszporty i sprawdza w swoim wykazie czy nasze egzotyczne na tej granicy państwo ma do tego prawo. Troszkę kiepsko mu to idzie dlatego szybko pomagamy mu odnaleźć nazwę naszego kraju w jego nie alfabetycznym spisie. Niestety zauważa on w naszym paszporcie ważną Tajską wizę i mówi że nie może wystawić wizy jak już jedną mamy. My mówimy że w konsulacie nam powiedziano ze tak można i siedzimy twardo. Koleś zaczyna dzwonić. Wykonuje kilka telefonów. Wychodzi gdzieś z naszymi paszportami. Wraca, dzwoni, wychodzi i tak się biedaczysko kręci przez około godziną i co chwila nam mówi że tak się nie da a my twardo że nam mówiono że się da. Po pewnym czasie przychodzi z jakimś ważniejszym oficerem który doskonale mówił po angielsku w odróżnieniu od poprzedniego. Na pewno był to ktoś ważny. Na pagonie miał tyle gwiazdek że prawie mu się nie mieściły. Jak się później okazało, po tym jak się przedstawił, że był to kierownik departamentu emigracyjnego na tym przejściu granicznym. Oświadczył nam że w tej chwili nie ma możliwości aby nam wydać wizę jak mamy ważną w paszporcie. Podobno zmieniły się przepisy po tym jak Tajlandia od 5 marca zniosła opłatę za wydanie wszelkiego rodzaju wiz turystycznych. Polecił nam że możemy w Yangun w konsulacie wystąpić o nowa wizę, bądź na lotnisku po przylocie. Po takich wyjaśnieniach serdecznie podziękowaliśmy za gościnę i ustawiliśmy się w kolejce do odprawy paszportowej. Nie trwało to długo bo wychodząc Pan oficer wskazał nam gdzie mamy się ustawić a wszyscy prężyli się przed nim jak struny. Na odejście życzył nam miłego pobytu w Tajlandii, co dla reszty pewnie znaczyło że przeszliśmy pomyślnie wszelkie formalności i niejasności. Wypisaliśmy jeszcze karty wjazdowe i wbito nam w paszporty pieczątki z prawem pobytu na 60 dni. Po tych wszystkich cyrkach była już godzina 11.30. Po wyjściu z przejścia łapiemy tuk tuka i każemy się wieść na dworzec autobusowy. Nie bardzo mamy pojęcie gdzie to jest i ile to powinno kosztować. Zaproponowaną cenę dzielimy na 3 i po długim targowaniu kiedy to doszliśmy do mniej niż połowy uzgadniamy ceną. Jak się potem okazało była to dobra cena. Nieco tylko większa niz ta jaka płacą lokalesi. Przepłaciliśmy jakieś 10 batów (35
batów = 1$ ) Na stacji znajdujemy autobus który o 13 odjeżdża do Bangkoku. Koszt biletu to jedyna 350 bat za osobę. Nie mamy tyle w lokalnej walucie. Paweł zostaje na dworcu z bagażami a jak śmigam na miasto w poszukiwaniu banku. Nie trwało to długo. Wracam z nowymi zapasami pieniędzy i jedzenia i picia na drogę. Pakujemy bagaże do luków i już niebawem suniemy 3 pasmowa autostradą w stronę Bangkoku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
1lejek
Radek Ś
zwiedził 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 190 wpisów190 43 komentarze43 1046 zdjęć1046 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.09.2011 - 27.09.2011
 
 
07.03.2011 - 01.04.2011
 
 
06.11.2009 - 11.11.2009