Pokoik jest supernowy i są bardzo wygodne łóżka. Wiatrak jest genialny, dlatego pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i nie nastawiamy budzika. Owocuje to pobudką o 10. Zanim sie ogarniemy i w wyjdziemy z pokoju jest 11. Jako że nie mamy większych planów na ten dzień udajemy się przed siebie. Po drodze mijamy rzekę z dość ładną promenadą, a następnie udajemy sie do Pałacu królewskiego. Niestety nie jest udostępniony dla zwiedzających. Oglądamy tylko park nieopodal z niewiarygodnie wielką ilością nietoperzy. Potem udajemy się do muzeum Angkor. Widać na pierwszy rzut oka, że muzeum jest nowiutkie. Wchodzimy, zostawiamy plecak w przechowalni i udajemy się po bilety. W kasie dowiadujemy się ze bilet jest w cenie 12$ od osoby + 3$ za audio gudia. Strasznie wysoka cena jak dla nas. Zastanawiamy się chwilę czy chcemy tam wejść. Stojąc tak widzimy akurat wychodzących ludzi i pytamy czy warto. Odpowiadają, że to totalna pomyłka, że prawie nic nie ma do oglądania, bo wszystko jest w muzeum narodowym w Phnom Penh gdzie już byliśmy. Po takich referencjach postanawiamy odpuścić sobie to muzeum. W Siem Reap nie bardzo jest coś więcej do zwiedzania, więc postanawiamy się jeszcze troszkę pokręcić po nie turystycznej części miasta. Na jednym z bazarków spotykamy ekipę z National Geografic kręcącą program o Kambodży. Wymieniamy hello i idziemy dalej. Po drodze napotykamy na remizę straży pożarnej, a właściwie policji ogniowej, bo tu nazywa się to Fire Police. Jest już koło 13 a my cały czas nic nie jedliśmy. Po prostu w tym upale sie nie chce. Postanawiamy, że przejdziemy sie na dworzec autobusowy, co by zobaczyć, jakie są możliwości dalszego podróżowania. Po drodze znajdujemy piekarnię i tam zjadamy nasze śniadanie składające się z ciastek. Niestety po ponad godzinnym spacerze okazuje się, że z naszego miasteczka nie da się pojechać bezpośrednio do granicy z Laosem. Trzeba się przesiadać przynajmniej 2 razy. nie było by to takie straszne gdyby nie fakt, że wszystkie autobusy odjeżdżają rano a potem nie ma juz skomunikowania i trzeba prać nocleg. Wygląda na to, że znowu będziemy zmuszeni pojechać do Phnom Penh (stolica) żeby złapać inny autobus, bo tam jest najwięcej możliwości. Chcemy nawet kupić bilet bezpośrednio na stacji, ale sie okazuje, że cena jest taka sama, co w agencjach turystycznych w mięście a nie ma dowozu do dworca, który jest za miastem. W takim razie nie kupujemy biletów i wracamy do miasta. Reszta dnia upływa nam na chodzeniu po uliczkach tej mieściny. Wieczorem udajemy się do ulicznej restauracji na cos do zjedzenia. Usadzamy się koło parki białych. Po chwili okazuje się, że to Polacy, Ania i Paweł. Spędzamy razem miło czas przy kolacji wymieniając się doświadczeniami. Oni są właśnie po zwiedzaniu Świątyń Angkoru i mówią nam, że da się to spokojnie wszystko zrobić w jeden dzień. Po wymianie cennych informacji udajemy się jeszcze na zakupy do sklepu gdzie kupujemy składniki na kanapki na jutro, oraz kosmiczne ilości wody. W drodze powrotnej zaczepiamy kolejnych kierowców Tuk Tuka pytając się o cenę wynajmu ich pojazdu na cały dzień. Z jednym, który wydawał się najsympatyczniejszy dogadujemy się na kwotę 13$ za cały dzień jeżdżenia do wszystkich świątyń. Umawiamy się na spotkanie przed hotelem na 4.30 co by na miejscu być przed wschodem słońca, bo podobno to bardzo urokliwe miejsce i ślicznie wygląda wschód słońca. Idziemy szybko spać, bo o 4.00 pobudka.