Toni mieszka w 5 piętrowej kamienicy w centrum miasta. Tutejsze budownictwo z uwagi na cenę ziemi idzie w górę a nie w szerz. Okazuje się że cały budynek należy do rodziny. Na parterze i pierwszym pietrze znajduje się sklep z materacami. Powyżej pokoje mieszkalne. Każde piętro składa się z jednego pokoju około 14 m i łazienki. My dostajemy ten na samej górze. W pokoju mamy do dyspozycji materace i dywan. Jedynym meblem jest szafa z której korzysta Toni. My rozlokowaliśmy się na podłodze. Z uwagi na to że nie mamy się nawet w co przebrać od razu uderzamy na miasto zjeść coś lokalnego.
Toni zabiera nas do ulicznej jadłodajni na zupę Pho. Na chodniku kobieta ma garnek przypominający rosół, opalany węglem drzewnym. Siadamy na plastikowych stołeczkach przysuwając się możliwie blisko ściany bo za naszymi plecami śmigają skuterki. Posilamy się smaczną zupą z kurczakiem. Na początku operowanie pałeczkami i używanie lewej ręki do łyżki nie idzie mi sprawnie ale jak człowiek głodny to sobie poradzi.
Po zupce mamy ochotę na coś słodkiego. Obok naszej "restauracji" znajduje się punkt pieczenia bananów w cieście. Pani ma gar pełen oleju gdzie smaży na naszych oczach banany. Okazuje się to być przepyszne. Od tego czasu będzie to nasz hit jeśli chodzi o słodkie przekąski. Na powrocie kupujemy jeszcze startery lokalnych sieci komórkowych i udajemy się na zasłużony odpoczynek