Dziś postanawiamy sobie zrobić dzień wędrówki śladami Pol Pota i jego Czerwonych Khmerów. Jak się okazuje Pol Pot wymordował ponad 2 miliony Khmerów w niecałe 4 lata. Wynajmujemy na cały dzień Tuk Tuka. Po podaniu kierowcy wszystkich miejsc gdzie chcemy jechać on podaje nam swoją cenę a my swoją. Po długich targach umawiamy się na 11 $ za cały dzień łącznie z wyjazdem za miasto (jakieś 20 km w jedną stronę) żeby zobaczyć pola śmierci. Taki nasz Oświęcim gdzie dokonywano egzekucji więźniów ze stolicy i najbliższej okolicy.
Na początku udajemy się naszym tuk tukiem do Ambasady Związku Myanmar (po naszemu będzie Birma) gdzie składamy formularze wizowe. Okazuje się, że mają tu wysoce rozwiniętą biurokrację, prawie jak u nas. Wypisujemy trzy formularze i dowiadujemy się, że wiza będzie do odbioru za dwa dni po 16. Troszkę nam to nie pasuje, bo oznaczać to będzie dla nas dodatkowy dzień w stolicy, a tu już nie będzie, co robić. Upraszamy konsula żeby wizy były gotowe na rano to uda nam się złapać jeszcze autobus do Siem Reap. Okazuje się, że mamy jeszcze jeden problem do rozwiązania. Potrzeba nam 3 identycznych zdjęć. Ja akurat mam jeszcze trzy takie same zdjęcia, ale Paweł już nie. Po chwili błagania w drodze wyjątku konsul przystaje na to, że Paweł daje mu 2 takie same zdjęcia i jedno inne. Dostajemy jeszcze pokwitowanie, że zostawiliśmy paszporty. Opłata w wysokości 20$ będzie pobrana przy odbiorze. Ruszamy dalej. Jedziemy za miasto zobaczyć pola śmierci. Okazuje się, że nie ma tam niczego specjalnego. Świątyńka z kościami pomordowanych, 3 drewniane chatki no i ładny kawałek terenu gdzie były groby zbiorowe. Na nas nie robi to większego wrażenia, ale Australijczycy są wstrząśnięci i poruszeni. Po polach czas na zwiedzanie więzienia S-21. To taki nasz Pawiak. Wcześniej w więzieniu mieściła się szkoła. Po zajęciu stolicy przez oddziały Pol Pota klasy zamieniono na cela i przystosowano kompleks na potrzeby reżimu. W klasach można zobaczyć metalowe łóżka, do których byli przykuwani więźniowie, pojedyncze i wieloosobowe cele. W salach jest sporo zdjęć skazanych podczas tortur. W kolejnych salach można zobaczyć narzędzia i metody przesłuchań. Generalnie od średniowiecza niewiele się to zmieniło. Jedyną nowością jest użycie prądu. Zwracamy uwagę na dokładność reżimu. Każdy więzień miał swoją kartotekę, fotkę jak był przyjmowany, oraz fotkę jak już go stąd wywozili na pola śmierci. Czasami jest też dokumentacja zdjęciowa z przesłuchania. Spędzamy tam około 2 godzin na zwiedzaniu a następnie o 15 jest wyświetlany w muzealnym kinie godzinny film dokumentalny. Postanawiamy zostać i zobaczyć, co to będzie. Film przedstawia losy jednej rodziny podczas całej zawieruchy. Są też wywiady z ocalałymi z więzienia oraz z ich oprawcami. Po wszystkim przeglądamy jeszcze księgę pamiątkową gdzie znajdujemy wpis jakiegoś Niemca, który nas bardzo zaskoczył. Pisze on, że to straszne, co tu się stało i że on nigdy nie zapomni tego, co tu widział. Musiał koleś przelecieć pół świata żeby coś takiego zobaczyć, a ma to pod nosem. Pewnie nawet nie słyszał o Oświęcimiu. Szkoda, że nie potrafimy walczyć o swoje i pokazać światu, co u nas się stało.
Po więzieniu czas na coś lżejszego. Jedziemy do muzeum narodowego. Tam oglądamy sobie rzeźby, statuetki oraz inne rzeczy przywiezione tu z całego kraju. Najwięcej jest posągów z Angkor. Już nam się podoba to, co widzimy, a to dopiero namiastka.
Po tak pracowitym dniu udajemy się jeszcze na obiadokolacje do ulicznej restauracji. Wieczorkiem w naszym gest house gramy jeszcze kilka partyjek w bilarda, wypijamy kilka soków z lemonki i idziemy spać. Jutro też mamy napięty program i będziemy poruszać się pieszo