Czas się ruszyć z Hue dalej. O 8.20 mamy pociąg z Hue do Da Nang. Przybywamy na dworzec. Sprawdzają nam bilety i zostajemy wpuszczeni do poczekalni dla podróżnych. Mają tu taki system że nie da się wejść na peron bez biletu. Najpierw się wchodzi do poczekalni, a dopiero potem przychodzi pan i otwiera drzwi do peronu na jakieś 20 minut przed przyjazdem pociągu. Wsiadamy do pociągu i zajmujemy nasze miejsca. Podróż będzie trwała tylko 2 godziny więc kupiliśmy najtańsze bilety. Jedziemy z tubylcami. Wagon jest bardzo podobny do naszych wagonów bez przedziałowych w pociągach intercity. Po każdej stronie 2 siedzenia a po środku przejście. W wagonie były 2 telewizory i puszczali tam filmy propagandowe o kolei i reklamy. Po przyjeździe do Da Nang zauważamy pewną prawidłowość. Czym dalej na południe tym większa kultura i więcej informacji po angielsku. W Ha Noi na dworcu nie było żadnych. W Hue rozkład jazdy i cennik były w dwóch językach, a w Da Nang nawet przez megafon mówiono już po angielsku. Widać tu już wpływy armii amerykańskiej. Zaczynamy szukamy jakiejś przechowalni bagaży. W Da Nang nie ma właściwie nic ciekawego do zwiedzania oprócz muzeum ludu Czampa. Bardzo chcemy je zobaczyć. Niestety nie znajdujemy. Trzeba się będzie tam wybrać z bagażami. Przed dworcem jesteśmy zaczepiani przez taksówkarzy i kierowców skuterów czy nie chcemy podwózki. Po długich targach i przejściu prawie 500 m wynajmujemy 2 skutery które zawiozą nas z bagażami do muzeum, a następnie do oddalonego o około 25 km Hoi An gdzie zamierzamy się zatrzymać na następne kilka dni. Pakujemy się na skutery. Niestety mój plecak nie chce się zmieścić między kierowcę a kierownicę więc muszę mieć go na plecach. Jedziemy przez miasto do muzeum. Jazda z 20 kg plecakiem jako pasażer nie należy do przyjemnych. Troszkę jestem wystraszony bo nie komfortowo się czuje z plecakiem. Po jakiś 15 minutach jesteśmy na miejscu. Zwiedzamy bardzo ciekawe muzeum i udajemy się w dalszą podróż. Okazuje się że w między czasie zmienił się jeden z naszych kierowców. Ja będę jechał na motorku podobnym do MZTki. Pakujemy plecak na bagażnik. I od razu się lepiej czuję. Bo nie bardzo mi się uśmiechało jechać z plecakiem przez kolejna godzinę. Pawła kierowca wygląda śmiesznie bo ledwo wystaje spod plecaka. Ruszamy dalej. Nasi kierowcy pędzą nawet 80 na godzinę, co na tutejsze warunki jest bardzo szybko. Wyprzedzają ciężarówki na trzeciego i czwartego jadąc na czołówkę z innym samochodem chowając się w ostatniej chwili. Jeśli się da to wyprzedzają też po prawej stronie jadąc nieutwardzonym poboczem. Wreszcie docieramy w jednym kawałku. Zabawa była nieziemska ale kosztowało nas to parę siwych włosów. Paweł stwierdza że przy takiej jeździe kaski wcale nie były nam potrzebne :)