O 10.30 jesteśmy w Hue. Po wyjściu z dworca zostajemy otoczeni przez chmarę naganiaczy. Każdy oferuje podwózkę do hotelu i nie wygórowane ceny zaczynające się od 3 USD za osobę za noc. Decydujemy się na skorzystanie z oferty jednego z nich. Jedziemy do hotelu. Wybieramy pokój 3 osobowy w cenie 4 usd. Pełen luksus łazienka z ciepłą wodą, telewizor z TV sat, lodówka i darmowy internet w recepcji. Doprowadzamy się do porządku i ruszamy w miasto. Niestety troszkę siąpi. Docieramy do cytadeli. Stwierdzamy że to dobry czas żeby ją zobaczyć. Wchodzimy, zwiedzamy całą cytadelę i stare miasto którego broniła. Powoli robimy się głodni więc rozglądamy się po ulicznych restauracjach co by tu zjeść. Trafiamy na targ gdzie zjadamy zupkę Pho z wołowiną. Jesteśmy nie lada atrakcją. Chyba rzadko tu jadają biali. Zaczepia nas przechodząca amerykanka jak nam smakuje i czy się nie boimy tu jeść. Odpowiadamy że od 2 tyg jemy w takich miejscach i jak do tej pory jest ok. Życzy nam powodzenia i gratuluje odwagi. Po jedzonku szwendamy się jeszcze po mieście i w jednej z licznych turist cafe opłacamy wycieczkę do byłej strefy zdemilitaryzowanej DMZ. Na powrocie Krystian wraca do hotelu a my z Pawłem idziemy jeszcze na dworzec kolejowy zakupić na 2 lutego bilety do Da Nang. Po drodze zjadamy jeszcze jedną zupkę Pho tym razem z kurczakiem. Wracamy do hotelu. Idziemy spać bo o 5 trzeba wstać.