Pobudka o 7.00. Małe szykowano i o 7.45 czekamy na naszego busika który zabiera nas do portu. W porcie pakujemy się na łódkę którą to będziemy płynąć około godzinki na nasze pierwsze miejsce nurkowe. Po drodze poznajemy naszego przewodnika Mike i poznajemy jeszcze 4 osobę z naszego zespołu. Niestety nie pamiętam jego imienia, jakoś nie nawiązaliśmy kontaktu. Wszyscy w naszym zespole mają bardzo wysokie kwalifikacje nurkowe jak na tutejsze warunki. Mike śmieje się że to chyba jego pierwszy fun dive kiedy to musi się opiekować instruktorem, dive masterem i nurkiem rescue. Na omówieniu nurkowania dowiadujemy się co nieco o naszym pierwszym nurkowaniu. Zapoznajemy się z naszymi zestawami i powoli przygotowujemy się do wejścia dowody. Będziemy nurkować jako pierwszy zespół, bo będziemy robić jako jedyni nurkowanie w prądzie. Reszta nurków zaczeka na nas w zatoczce nieopodal. Robimy chlup do wody i przypominam sobie dlaczego to wolę nurkować w skrzydle a nie w jakecie. Niestety nie mamy szczęścia do pogody bo o tej porze roku nie powinno być już monsunu, a on się jeszcze utrzymuje i przez niego woda jest mętna. Widoczność jest na poziomie 8-10 metrów. Nam z Pawłem, polskim nurkom szuwarowo bagiennym to bardzo nie przeszkadza.W naszych jeziorach taka widoczność to przecież skarb. Pod wodą podziwiamy nie zniszczone jeszcze rafy. Jest tu niestety mniej form życia w porównaniu z Egiptem, ale jak już się pojawiają to sa znacznie większe. Wypatrujemy pomiędzy skałami piękne skrzydlice i stonefish. Udaje nam sie też zobaczyć ogromną płaszczkę. Wodana dnie ma temperaturę 25 stopni. My uzbrojeni w 5 mm długie pianki po około 40 minutach zaczynamy odczuwać chłód. Nurkowanie trwa 60 minut. Więcej i tak byśmy nie wytrzymali pomimo że powietrza jeszcze było na jakieś 15 min. Na łodzi przebieramy się w suche ciuszki i rozgrzewamy się gorącą czekoladą która jest serwowana przez załogę. W ogóle obsługa na łodzi jest super. Zaraz po wyjściu z wody podskakuje do ciebie dwóch żółtych. Zdejmują płetwy i zabierają jaket. Następnie wręczają kubek z gorącym napojem. Po tym jak wszyscy skończyli nurki na stół zostaje podany lunch. Najadamy się jak dziki. Kucharz serwuje dziś kurczaka z warzywami i ryż oczywiście. Na deserek jeszcze owocki. Po jedzonku mała przerwa i znowu do wody. Teraz ustalamy z naszym przewodnikiem żeby tak zaplanował nurkowanie co by po 40 minutach znaleźć się w okolicach łodzi co jak będzie nam zimno to zakończymy nurkowanie. Jak zaplanowaliśmy tak też się stało. Po 40 minutach kończymy nura.
Na łodzi znowu pełna obsługa. Pomagają właściwie przy wszystkich czynnościach. Przebieramy się w suche ciuszki i zażywamy słoneczka jak sie tylko pokaże z za chmór, bo dziś jest troszkę kapryśne.
Po godzince rejsu około 14 jesteśmy z powrotem w hotelu.
Postanawiamy że jutro fajnie było by już pojechać do Sajgonu. Najbardziej by nam pasował jakiś nocny autobus, albo pociąg co by nie tracić dnia i zaoszczędzić na noclegu. Niestety żaden autobus nie jedzie na noc. Wszystkie ruszają między 6 a 8 rano. Postanawiamy udać się na dworzec kolejowy i sprawdzić pociągi. Jest to strzał w dziesiątkę. Kupujemy dwa bilety na pociąg z miękkimi siedzeniami. Pociąg rusza o 21.20 a na miejscu jesteśmy o 5 rano co nam bardzo pasuje. Cena też bardzo ok bo płacimy za bilet 210 000 dongów (1 usd = 17,400). Szczęśliwi że udało się załatwić ta sprawę udajemy się w kierunku plaży co by troszkę na niej poleżeć i wypić lemon juse. Na leniuchowaniu i opalaniu spędzamy resztę dnia. Słoneczko nas tak mocno wykończyło że wieczorem zmuszamy się na spacerek po plaży. Warto było bo nocą miasteczko jest jeszcze piękniejsze. Pewnie dlatego że nie widać tak bródu.
Wracamy i idziemy spać.