Godzina 13.30. Po wylądowaniu we Frankfurcie mamy ponad 8 godzin oczekiwania na samolot do Pekinu. Co by tu robić. Pójdziemy i zwiedzimy lotnisko na palczatek. Nie wiedząc nawet kiedy wychodzimy ze strefy międzynarodowej lotniska na zewnątrz. Jak się orientujemy to już zapóźni żeby wracać. Postanawiamy że pojedziemy do centrum Frankfurtu zabić czas i coś może zobaczymy. Oddajemy bagaż podręczny do przechowalni, idziemy do metra i jedziemy do centrum. To zdumiewające że mają metro które dojeżdża do lotniska. Wysiedliśmy dokładnie w centrum i okazało się że maja tam fantastyczny deptak. W pewnym momencie natknęliśmy się na kiermasz produktów regionalnych i tam pozwoliliśmy sobie zjeść wurst (znaczy się kiełbasę) z grila, a potem jeszcze sznycelka z sałatką. Najedzeni i szczęśliwi że zobaczyliśmy miasto udaliśmy się powrotem na lotnisko. Odebraliśmy bagaże podręczne z przechowalni i zdaliśmy sobie sprawę że mamy tam dość sporo żubrówki, a musimy znowu przejść kontrolę bezpieczeństwa. Co będzie jeśli nas nie przepuszczą, bo nie można wnosić płynów na pokład samolotu. Z Pawłem stwierdziliśmy że jak nas nie puszczą to się wracamy po cole i pijemy ile się da ale Helmutom nie oddamy . Na szczęście nas puszczono ale strasznie przyglądano się paragonom i torebką czy nie były otwierane. Po przejściu granicy okazuje się że nasz samolot jest opóźniony o 70 min. No cóż poczekamy. Nigdzie nam się nie spieszy.
W końcu wsiadamy do samolotu lecącego do Pekinu. Zajmujemy miejsca. Jesteśmy mile zaskoczeni ilością miejsca na nogi i jakością obsługi na pokładzie Chińskich lini lotniczych. Zjadamy kolację i idziemy spać. Jutro rano czeka na nas Pekin a właściwie Beijing.